Nasze nurkowanie miało odbyć się na wraku tankowca bez nazwy, który zatonął na północ od Hurghady nieopodal miejsca zwanego Shabrour tj. około dwie godziny płynięcia łodzią z portu. Był to dzień, na który czekałem od dawna, ponieważ słyszałem wiele pozytywnych rzeczy na temat tego wraku. Tym bardziej, że nie jest on opisany w żadnym przewodniku i nikt nie wie, jakie były przyczyny jego katastrofy. Jedyne, co wiadomo to to, że zaczyna się na głębokości około 70 metrów i schodzi do 105 metrów. Jest on zawieszony na skale tak, jakby zacumował na dnie, a pod nim w pewnym miejscu znajduje się prześwit – którym można przepłynąć na drugą stronę wraku.
Bazą nurkową, z której skorzystaliśmy była „Divers Lodge”, ponieważ tylko ona jako baza techniczna mogła nam zapewnić odpowiednie zaplecze. Już wielokrotnie organizator naszego wyjazdu Piotr Sitnik - właściciel Opolskiej Szkoły Nurkowania i nasz guru - korzystał z tej bazy, między innymi także w Sharm El Sheikh i zawsze byliśmy z niej zadowoleni. Baza zaoferowała nam swoją największą łódź gdyż było nas ponad 20 osób w tym 12 twinset-owców.
Do naszego nurkowania potrzebowaliśmy EAN 25- travel, EAN 50- deco oraz jako bottom mix TMX 13/50. Po sprawdzeniu – analizie – gazów, wypłynęliśmy z portu w Hurghadzie. Początkowo pogoda była wspaniała - mało bujało i świeciło słoneczko, lecz kapitan ostrzegał nas, że pogoda na pełnym morzu znacznie się pogorszy, co może uniemożliwić kontynuowanie wyprawy. Postawiliśmy sprawę twardo – chcemy płynąć. No i zaczęło się. Wiatr raptownie wzmógł się, a olbrzymie fale rzucały łodzią i nami po pokładzie. Wiele osób znosiło to bardzo ciężko, czego nie dało się ukryć. Byliśmy zrozpaczeni i pomału zaczęliśmy wątpić w sens tej wyprawy. Jednakże po dopłynięciu na miejsce w pobliże lokalizacji wraku udało nam się schować za atol, gdzie morze było spokojniejsze, co pozwoliło nam sklarować cały sprzęt. Rozpoczęliśmy przygotowania. Kiedy nadszedł moment skoku do wody, okazało się, że w czasie huśtawki na morzu, komora silnika została zalana wodą morską i trzeba ją wypompować a także wymienić filtry paliwa. W pełnym ekwipunku, każdy z czterema butlami, spędziliśmy na rufie łodzi, pół godziny w piekącym słońcu. Nareszcie udało się, łódź ruszyła w kierunku lokalizacji, zaczęliśmy wyskakiwać. Z uwagi na trudne warunki za atolem morze rozrzuciło nas w promieniu 50 metrów. Statek odpłynął za atol, gdzie miał oczekiwać na nasze wynurzenie. Wiedząc, że nie mamy szans by dopłynąć do siebie postanowiliśmy się zanurzyć i dopiero wtedy zaczęliśmy uspokajać nasz oddech, który szalał po walce z falami. Udało nam się i na 50 metrach spotkała się cała nasza sześcioosobowa grupa nurków. Kontynuowaliśmy zanurzanie. Wrak miał się zaczynać na 70 metrach. Jednak po zanurzeniu się na ok. 90 metrów okazało się, że nic tam nie było… Wszystkim miny zrzedły… ogarnęło nas zwątpienie – tyle wysiłku na nic. Jednak po kilku minutach płynięcia na głębokości 90 metrów zauważyliśmy tankowiec, którego kontury było widać już z daleka, widoczność wynosiła, bowiem ok. 30 metrów. Najpierw pojawiła się duża majestatyczna rufa statku, nad którą górowała w pełni zachowana nadbudówka. Statek wyglądał bardzo okazale, jakby przed chwilką zacumował na dnie, brakowało tylko kapitana i załogi. Panowała kompletna cisza. W pewnym momencie wydawało nam się, że słyszymy krzyk naszego przewodnika – Aladina – który cieszył się, że znalazł wrak. Jak się później okazało rzeczywiście to on z radości krzyczał pod wodą.
Pod wrakiem na głębokości około 105 metrów był prześwit, przez który można było przepłynąć, ale nam powoli zaczęło brakować czasu i w perspektywie gazów (gdyż nie chcieliśmy by nurkowanie trwało dłużej niż 100 minut) dlatego zrezygnowaliśmy z tej możliwości. Postanowiliśmy powoli się wynurzać płynąc po wraku w kierunku przodu statku, który skierowany jest ku górze i na głębokości ok. 70 metrów urywa się, statek, bowiem nie posiada dziobu, który prawdopodobnie rozpadł się na kawałki w czasie zderzenia z rafą.
Wrak jest naprawdę w bardzo dobrym stanie, nie ma na nim roślinności. Wszystkie elementy, poza dziobem, są zachowane. Czas, jaki spędziliśmy na wraku to tylko kilka minut, ale i tak cieszę się, że go widziałem, ponieważ robi on naprawdę niesamowite wrażenie. Pozostawia po sobie wspomnienia, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Głębokość, na której się znajduje, powoduje, że jest trudno osiągalny dla nurków, ale może dzięki temu jest w tak dobrym stanie, a nurkowanie na nim jest wyjątkową atrakcją. Całe nurkowanie trwało 93 minuty a większość dekompresji spędziliśmy na oglądaniu rafy oraz żółwia, który przez pewien okres czasu nam towarzyszył, przyglądając się z zaciekawieniem, co robimy w jego rewirze. Po dopłynięciu do naszego statku zostało nam jeszcze jakieś 20 minut dekompresji jednak Morze Czerwone jest tak piękne, że nie można się w nim nudzić. Po zakończeniu dekompresji cała nasz szóstka szczęśliwie i bezpiecznie się wynurzyła. Bez większych problemów dostaliśmy się na łódź, która czekała na nas w zatoczce. Droga powrotna do portu była już o wiele spokojniejsza gdyż morze uspokoiło się.
W nurkowaniu na wrak brali udział: Krzysztof Zieliński, Marian Jagielski, Piotr Sitnik, Roman Swoboda oraz Andrzej Jagielski, a także nasz egipski przewodnik Aladin.
Andrzej Jagielski |