Subskrypcja
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać informacje z naszego serwisu.

 
2004.06 Vis, Chorwacja

Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto

Wróciliśmy jak zaczarowani z nurkowej wyprawy na wyspie Vis. Dzięki organizatorowi wycieczki mieliśmy przyjemność ekscytująco ponurkować pod skrzydłem profesjonalnej bazy. Zapamiętamy tę wyspę jako oazę spokojnu, słoneczną, cichą ale rownież jako dziką podwodna krainę.
Mogę mówić o sobie szczęściarz, bo oprócz bogatych wrażeń z nurkowań, poznałam jeszcze mistrza świata w fotografi podwodnej Franko Banfi. Muszę przyznać, że obejrzenie kilku jego zdjęć wzbogaciło mnie o potrzebę obcowania z pięknem, krótko mówiąc zainsprowało do poszukiwań estetycznych. Najwięcej z tego spotkania niewątpliwie wyniósł nieoceniony fotograf Witex, nasz podwodny poszukiwacz skarbów utrwalanych na fotograficznej kliszy. To duże szczęście spotykać ludzi, którzy zmieniają sposób patrzenia na świat, chociażby na moment. Jestem szczęściarzem, bo oprócz niecodziennych spotkań nieomijąją mnie duże emocje związane z nurkowaniem. Nurkowaliśmy w pięknych miejscach często jaskiniach, oczywiście każdy w miarę swoich umiejętności.
Niezapomnę napewno dwóch nurkowań z tego wyjazdu, jedno trwało 18 minut drugie aż 25.
To pierwsze było oglądaniem liny zaczepionej do bombowca B-17. Małą grupką zeszliśmy przy niej na głębokość 45 m, rozejrzeliśmy się w toni, woda była dziś dość mętna więc bez szansy na zobaczenie leżącego na 70 metrach wraku samolotu wynurzyliśmy się. Moje zadanie polegało na zostawieniu na 35 m aparatu fotograficznego przywiązanego do liny, który mogł funkcjonować jedynie do głębokości 40 metrów. Aparat miał służyć jako urozmaicenie czasu na długiej 40-minutowej dekompresji kolegów robiących na tym wraku głębokie trymixowe nurkowanie.
Drugie najkrótsze nurkowanie odbyło się na zakończenie pobytu. Mieliśmy zobaczyć jakieś ciekawe miejsce, jaskinie z których słynie Chorwacka wyspa Vis. Wskoczyliśmy pełni nadzieji do wody, po zanurzeniu się przy ścianie już po 10 minutach instruktor prowadzący nurkowanie dał znak, by trzymać się dna z uwagi na silny prąd.
Prąd nasilał się i to nie były już żarty. Pod wodą wspinaliśmy się czołgając po skałach, jeden nierozważny ruch i można było oderwać się i wylądować nie wiadomo w sumie gdzie... porwanym przez silny prąd. W takich warunkach łatwo było się zasapać, instruktor rozwinął poręczówkę i za jej pomocą znaleźliśmy się w punkcie zakotwiczenia łodzi, odbyliśmy przystanek dekompresyjny trzymając się kurczowo liny. Tak wyglądało właśnie pożegnalne nurkowanie. Na pożeganie skakaliśmy ze statku w piankach do wody na bombę. Trudno bylo się z Visem rozstać więc postanowiłam wrócić tam w sierpniu.

irena

Aktualności
 
 

Witryna wykorzystuje ciasteczka (ang. cookies) w celach sesyjnych oraz statystycznych. Więcej informacji w polityce prywatności.
 
 
OCHRONA I PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH