Subskrypcja
Wpisz swój adres e-mail aby otrzymywać informacje z naszego serwisu.

 
2003.03 Egipt, Dahab

Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Foto
Wyjazd do Egiptu na półwysep Synaj był planowany od dawna. Piotr Sitnik organizator całej wyprawy mając na uwadze dużą liczbę uczestników podzielił ją na dwa tygodniowe następujące po sobie turnusy. Pierwszy rozpoczął się w miejscowości Sharm ash-Shaykh w dniu 26.02.2003. Drugi, w którym punktem docelowym była miejscowość Dahab nad Morzem Czerwonym rozpoczął się w Warszawie 5.03.2003 godzinie dziewiątej dwadzieścia pięć kiedy to samolotem charterowym lini White Eagle ruszyliśmy w kierunku Egiptu. Lot dłużył się naszej siódemce. Czekaliśmy niecierpliwie na piękną słoneczną pogodę i ciepłą błękitną wodę. O godzinie piętnastej czasu egipskiego dolecieliśmy do Sharm ash-Shaykh gdzie przesiedliśmy się do mini busu, którym przez godzinę jechaliśmy przez pustynię, między górami pokrytymi spalonym od żaru piaskiem. Nareszcie dojechaliśmy do naszego hotelu o nazwie 'Helnan', który był położony na skraju morza około pięciu kilometrów od centrum Dahabu. Tam czekali na nas Piotrek, Marcin i Witek- przedstawiciele pozostałych na drugi turnus uczestników pierwszej grupy. Byli opaleni i pełni dobrego humoru. Po zakwaterowaniu i kolacji wraz z prezentami które zakupiliśmy w strefie wolnocłowej udaliśmy się na naradę wojenną, w czasie której 'Sito' omówił nasze plany a także zdał nam relację z pierwszego tygodnia nurkowania koło Sharm el-Sheikh.
Następnego dnia ruszyliśmy do bazy nurkowej, która przysłała po nas samochody terenowe, które były jedynym naszym środkiem transportu do końca pobytu. Ich stan techniczny mógł czasami nawet największych miłośników motoryzacji zniechęcić do samochodów terenowych. Luzy na kierownicy, brak hamulców czy też łyse opony były normalnością. Kiedy dojechaliśmy do bazy nurkowej o nazwie 'Planet Divers', która mieściła się przy hotelu 'Bambo' wszyscy z ochotą wysiedli i zaczęli skręcać sprzęt nurkowy. Po około dwóch godzinach po zapoznaniu się z naszymi przewodnikami 'Krisem' i 'Rixem' rozpoczęliśmy przygotowania się do pierwszego nurania. Pierwsze miejsce w jakim nurkowaliśmy nazywało się 'MASHERABA' i znajdowało się tuż obok bazy. Było to nurkowanie kontrolne (ponieważ pierwszy raz pływaliśmy z aluminiowymi twinsetami), w czasie którego nasi przewodnicy sprawdzali nasze umiejętności. Odnosiliśmy wrażenie, że z pewną dozą zazdrości patrzyli na nasz 'wypasiony' sprzęt. Po około czterdziestu minutach uwierzyli, że jednak posiadamy spore umiejętności nurkowe. Na następne nurkowanie pojechaliśmy jeepami a sprzęt załadowaliśmy na pickupy. Miejsce to nazywało się 'ISLANDS', były to dwie wyspy w kształcie ósemki pokryte pięknymi koralami wokół których pływało pełno kolorowych ryb.
Po powrocie do bazy umyliśmy sprzęt i poszliśmy do restauracji obok bazy, ugasić pragnienie. Pragnienie to gasiliśmy w podobny sposób codziennie. W restauracji tej panował dziwny zwyczaj, że kelner nigdy nie miał drobnych a zamiast wydawać resztę wypisywał na kawałku papieru pokwitowanie albo jak twierdził nasz kolega 'Mec' wypisywał papier wartościowy, za który można było nabyć piwo albo cole. Po powrocie do hotelu wszyscy poszli na 'wspaniała' kolację na której do zjedzenia nadawał się ryż i coś co przypominało kurczaka. Następnego dnia śniadanie była tak samo dobra jak kolacja. Ale i tak wszyscy byli w znakomitych humorach. Pojechaliśmy do bazy, gdzie spakowaliśmy sprzęt i ruszyliśmy samochodami przez pustynie, wzdłuż morza na miejsce nurkowe o nazwie 'CANYON'. Jest to tunel prawie pionowo, wężowym ruchem schodzący w dół do 52 metrów, z wyjściem na 30 i 12 metrach. W niektórych miejscach jest on całkowicie zamknięty dlatego niezbędne są latarki, w innych prześwituje błękit morza i wpadają promienie słoneczne. Spędziliśmy tam dwa nurkowania. W pierwszym wchodziliśmy do 'CANYONU' gdzie widzieliśmy piękne korale i majestatycznie poruszające się ryby. W drugim nurkowaniu oglądaliśmy go z zewnątrz, podziwiając ciemne szczeliny tunelu. Po wyjściu z wody spakowaliśmy sprzęt i z powrotem jechaliśmy 30 minut pustynnymi wertepami do Dahabu. Gdzie znów czekały na nas zimne napoje w 'zaprzyjaźnionej' restauracji. Trzeciego dnia na nurkowanie rozpoznawcze udaliśmy się do 'BLUE HOLE', znanego na całym świecie miejsca legendy nurkowej. Jechaliśmy tam jakieś czterdzieści minut, pustynią oraz między wąskimi skałami. Miejsce to jest dziurą w rafie w odległości kilku metrów od brzegu o pionowych skalistych ścianach opadających do około 120 metrów. Od strony morza na głębokości 57-58 metrów rozpoczyna się połączenie z morzem sięgające aż do dna. Długość przejścia wynosi 22-24 metry. Niestety posiada ono i złą sławę z powodu zdarzających się tutaj wypadków, o czym świadczą znajdujące się na przybrzeżnych skałach tabliczki- epitafia, poświęcone tym którzy przecenili swoje umiejętności.
Pierwsze nurkowanie odbyło się obok 'BLUE HOLE' na 'BELLSIE'- dzwonku, który jak sama nazwa wskazuje jest szczeliną skalną otwartą od strony morza w kształcie dzwonka. Wejście znajduje się na głębokości około pięciu metrów zaś dno szczeliny- groty na głębokości przekraczającej nieco trzydzieści metrów. Przy jaj wyjściu ściany opadają pionowo w dół podobno na ponad siedemset metrów. Woda jest tu bardzo czysta co daje widok wspaniałej błękitnej głębi. Wolny czas między nurkowaniami spędziliśmy w szałasie beduińskim na, który mówiło się restauracja. Koło nas przechodziły wielbłądy, oddalone nawet o sto metrów od swoich panów, błąkały się psy. Atmosfera była bardzo przyjazna ale nieco senna. Raczyliśmy się dobrą herbatą oraz bardzo mocną turecką kawą. Co odważniejsi zamawiali nawet pizze z kurczakiem, smakowała znakomicie. W czasie drugiego nurkowania zwiedzaliśmy 'BLUE HOLE', opływając 'dziurę' dookoła. Wrażenie było niesamowite, oglądaliśmy ściany rafy z pięknymi koralami i kolorowymi rybkami, myśląc cały czas o tych którzy byli tu przed nami i pozostali na zawsze. Każdy próbował odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego tu pozostali. Niestety są to pytania bez odpowiedzi. Miejsce to jednak wywiera na nurku takie wrażenie, że każdy chce tu wrócić. I my też tu wrócimy za kilka dni. Następny dzień spędziliśmy na południu Dahabu.. Pierwsze miejsce nurkowe przypominało mały 'CANYON' nieco bardziej otwarty. Zwiedzaliśmy kolejne rafy koralowe oglądając pływające wokół nich kolorowe mureny, skorpeny czy szkaradnice. Czuliśmy się jak w akwarium z kolorowymi rybkami. W przerwie między nurkowaniami odwiedziliśmy beduiński szałas, gdzie w cieniu przy lekkim wietrze w towarzystwie uśmiechniętych Arabów mobilizowaliśmy się do następnego wyczynu. W czasie tej przerwy Piotrek zanurkował z Olą która od dawna marzy aby zgłębić tajniki wiedzy nurkowej. W dzień piąty ponownie jedziemy do 'BLUE HOLE'. Poświęcamy go na nurkowania rozpoznawcze i przygotowania do mającego nastąpić jutro przejścia z 'BLUE HOLE' na pełne morze pod łukiem na głębokości około 58 metrów. Schodzimy na 45 metrów i oglądamy nieco z góry przejście na pełne morze. Błękit morza aż korci aby ruszyć w jego stronę. Emocje rosną serce bije ale to jeszcze nie dzisiaj, wracamy z powrotem. Obok nas a właściwie kilka metrów poniżej zauważamy jeszcze półtora metrowego tuńczyka, który majestatycznie, wolno płynie nie zwracając na nas uwagi. Na głębokości około siedmiu metrów czeka na nas niespodzianka. Widzimy Olę, która przełamując własny strach płynie wraz z towarzyszącym jej Piotrkiem.
Drugie nurkowanie tego dnia poświęciliśmy na zwiedzanie zewnętrznej ściany 'BLUE HOLE' gdzie głębia opada do siedmiuset metrów. Ostatnie finałowe nurkowanie jak zaplanowaliśmy poświęcone było przepłynięciu pod łukiem 'BLUE HOLE'. Pięciu z nas a to Magda, Mirek, Stefan, Marian i Andrzej w towarzystwie Piotrka, Marcina, i Witka, oraz przy asekuracji 'Krisa', i 'Rixa' ruszyliśmy w kierunku łuku. Z powodu dużej głębokości nurkowaliśmy na trimix-ie normoksycznym dla wielu z nas było to bardzo interesujące. W jednej butli mieliśmy trimix a w drugiej powietrze. Na głębokości 40 metrów przepięliśmy się na trimix i oddychaliśmy nim aż do końca nurkowania. Samo przejście pod łukiem zrobiło na nas niesamowite wrażenie. Piękne koralowe sklepienie łuku z pływającymi wokół ławicami małych kolorowych rybek. I ten niesamowity błękit morza kiedy patrzyliśmy w górę oraz granatowy odcień, i olbrzymia głębia pod nami. Coś niesamowitego. To jest właśnie piękno nurkowania. Podczas dekompresji wszyscy pokazywaliśmy sobie komputery z największą głębokością. Gratulacji nie było końca tym bardziej, że wskazywały one 62 metry. Następnego dnia mieliśmy całkowitą 'labę'. Przed południem opalaliśmy się i opowiadaliśmy nasze przygody pod wodą, które miały miejsce podczas pobytu, a po południu pojechaliśmy do miasta na zakupy. Trzynasty marca to niestety już nasz ostatni dzień. Po śniadaniu pakujemy się bo o jedenastej mamy autobus na lotnisko. Na lotnisku było strasznie dużo ludzi i nie można było znaleźć miejsca siedzącego. O szesnastej Egipskiego czasu z drobnym opóźnieniem odlatujemy do Warszawy. I to niestety koniec ale już są plany żeby za rok przyjechać na safari nurkowe do Egiptu.

Andrzej Jagielski

Aktualności
 
 

Witryna wykorzystuje ciasteczka (ang. cookies) w celach sesyjnych oraz statystycznych. Więcej informacji w polityce prywatności.
 
 
OCHRONA I PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH